wtorek, 25 sierpnia 2009

Jestem zawiedziony.Podwójnie zawiedziony.
Keziah przyjedzie dopiero w pierwszą sobotę września.Musi iśc z synem na okresowe badania kontrolne.A ja nie mogę tu na nią zaczekac.Chciałem byc w Nairobi ostatniego dnia sierpnia.Mam do załatwienia kilka spraw,muszę spotkac się z paroma osobami.A okazuje się,że muszę tu zostac dłużej niż planowałem.W Nairobi będę wszystko załatwiac w ogromnym pośpiechu.W dodatku mieszkanie cały miesiąc stoi puste,a zapłacic muszę.
A drugi powód zawiedzenia....Dziś i wczoraj był tu powszechny spis ludności.Mieli więc spisac i mnie.
Nie przyszli.Czy to oznacza,że jest jak zwykle?Że chcieli dobrze a wyszło jak zwykle?

Moja potrzeba pisania znowu jest niewielka.Ostatnio bardziej pociąga mnie robienie zdjęc.Kilka lat temu zrobiłem tu w ciągu trzech miesięcy około dwóch tysięcy zdjęc.Teraz aparat miesiącami kurzył się w szafie w Nairobi.
Ale wszystko się zmienia.Tak jak i klimat.Sierpień miał byc najgorętszym miesiącem roku,a okazuje się,że tzreba koszule z długim rękawem założyc,o swetrze sobie przypomniec.No zima jest w pełni.
No więc wszystko się zmienia.Więc odkurzyłem seój aparat fotograficzny.Razem z Julesem,tłumaczem moim z angielskiego na kikamba,poszliśmy nad rzekę Nzilu.Większośc pacjentów pije wodę z tej rzeki.Bez odkażania,bez gotowania.Niektórym nie szkodzi.Ani salmonellozy,ani ameby.Chciałem zobaczyc jak wygląda afrykańska rzeka po siedmiomiesięcznej suszy.Zobaczyłem.Ale nie będę teraz opisywac tego co zobaczyłem.Później.Razem ze zdjęciami.
Zacząłem fotografowac Kisasi.Zacząłem fotorafofac też pacjentów.Na ogół nawet nie musę pytac ich o zgodę.Wiem,że nigdy nie będę jednym z nich,ale traktują mnie przyjaźnie.Więc zgoda jest jakby domniemana.Byłem jednak zdziwiony,gdy kilkoro z nich zgodziło się na zdjęcia pod warunkiem otrzymania odbitki.Prawie nikt nic nie chciał.
W ostatnią sobotę przed wyjazdem z Kisasi będę robic zdjęcia w czymś w rodzaju knajpy,w której ponoc tańcują,ale głównie piją miejscowy bimber,piwo nazywane tu karubu.A woda używana do jego wyrobu też prosto z rzeki Nzilu jest brana.Wielu bywalców to moi podopieczni.
Właściciel już wie,że przyjdę.

A jednak jeszcze nie czuję,że za chwilę dę w domu.A może mój dom już jest tutaj?
Wiem,że będę tęsknic za tymi brązami,odcieniami czarnego z grafitowym połyskiem,za....No nie wiem jak to powiedziec.Więc niech będzie po hiszpańsku: piel morena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin